LIKIER/KREM, AMARULA CREAM
Dzikie zwierzęta bywają jeszcze
odrobinę dzikie i szczęśliwe bo unikają ludzi. W południowoafrykańskim parku
narodowym obserwowałem kiedyś rodzinę guźców - podobne toto do dzika, ale z
bardziej pociesznym ryjem. Ja na trawce, w składanym, brezentowym fotelu, ze
szklaneczką czegoś zdecydowanie popołudniowego. One też na trawce obżerały się
owocami drzew marula, które zdążyły
spaść na ziemię. Guźce, choć bardzo płochliwe, miały mnie w nosie i
szperały w trawie, ocierając się o moje przestraszone nogawki. Pijane, czy co?
Owoc maruli rośnie na drzewie podobnym do akacji, a kształtem i
budową przypomina owoc kawy. Wielkości laskowego orzecha, z twardą pestką,
otoczoną cienką warstwą zielonkawego miąższu i twardą skórką. Spróbowałem. Tak
samo wstrętne jak świeżo zerwany owoc krzewu kawowego. Ale nie takie guźce
głupie. Prawdopodobnie naśladują słonie, które też żrą liście i owoce maruli, w dodatku szybciej, bo prosto
z drzewa, m.in. po to mają trąby, a guźce zaledwie ryj. W efekcie (jak twierdzą
wtajemniczeni parkowi rangersi) słonie są marulą lekko nawalone i – co tu kryć – od maruli uzależnione. Ponieważ człowiek
– w odróżnieniu od guźców i słoni – nie tylko się uzależnia, ale też czasami
myśli, lata temu podebrał trochę dzikich owoców dzikim zwierzętom i zaczął eksperymentować.
Efekty możecie sprawdzić w kieliszku.
Amarula to 17-procentowy likier, a właściwie krem (różnic
objaśnię za chwilę) o smaku jakby kawowym, podobnym do Baileysa (irlandzki krem
mleczny) lub kahlúa (meksykański likier
kawowy). Jeszcze do niedawna traktowano Amarulę
jak słodkiego dziwoląga deserowego i turystyczną pamiątkę z safari, ale w tej
chwili to najpopularniejszy towar eksportowy RPA po złocie, diamentach i
sprinterach pływackich. Z prostego powodu – Amarula jest smaczna. Choć kawy nie zawiera, to właśnie tak
smakuje więc idealnie nadaje się do uzupełnienia lodowych deserów lub choćby
towarzyszenia filiżance kawy.
Czy to likier, czy krem? Dawniej
likierami zwano słodkie nalewki (spirytusy różnego rodzaju słodzone syropem
cukrowym) o mocy od kilkunastu do ponad 50 stopni. Natomiast miano kremu miały
te nalewki, które posiadały piorunującą zawartość cukru wyższą niż 500 gramów w
litrze. Jednak gdy zaczęto likiery mieszać ze śmietanką (zaczęli bodaj
Irlandczycy), kremem coraz częściej nazywa się po prostu likiery mleczne.
Chociaż często mają cukru mniej niż graniczne 500 g. Tak właśnie jest w
przypadku Amaruli.
Południowoafrykański likier/krem
ma kawowy i śmietankowy charakter. Polacy nie gęsi, nie słonie, nie guźce i
swój rozum oraz tradycje kawowo-alkoholowe też mają. Na ogół nie pamiętamy, że
kawowymi likierami (rosolisami)
słynęły przez lat 200 piwnice Potockich z Łańcuta. Niesprawiedliwość dziejowa
spowodowała, że bezbarwny kawowy likier rosolisem
zwany produkowany jest nadal. Tyle że przez Polmos w Łańcucie, a nie przez
potomków rodu pieczętującego się Pilawą. Rosolis
kawowy powstaje głównie dzięki nowoczesnej chemii lecz mimo to smak ma
zadowalający. A zmieszany ze śmietanką (dla pań) lub czymś konkretniejszym (dla
panów) jest całkiem przyjemny. Można go też wykorzystać w kuchni w inny
praktyczny sposób.
Otóż można z ekstraktu kawowego
(koniecznie domowego – żadne instanty!), syropu cukrowego (koneserzy użyją
melasy) i pikantnych przypraw (ostrej papryki, pieprzu, ziela angielskiego, tabasco)
przygotować bardzo sympatyczną bejcę do mięs. Zamarynowane w kawowej mieszance
żeberka wieprzowe lub kurze skrzydełka nabiorą oryginalnego smaku i
przyprawiającego o zawrót głowy aromatu. Do marynaty można też dodać właśnie Amarulę
lub inny likier o podobnym charakterze. W trakcie pieczenia (najlepiej na
otwartym ogniu, ale patelnia też od biedy ujdzie) warto jeszcze marynatą
smarować dochodzące mięsko. Gdy nabierzecie wprawy, może nawet uda się wam
uzyskać na żeberkach lub skrzydełkach chrupiącą kawową skorupkę. Mi się na
razie... nie udaje. Leniwi mogą marynować mięso tylko w rosolisie kawowym lub
Amaruli. Tchórze niech zjedzą zwykłe żeberka, a potem napiją się kawy, albo
kawowego likieru lub kremu.
Amarula oczywiście uświetni każdy
lodowy deser. Ale i tu mam inną propozycję – z kawy i Amaruli można sporządzić
w domu bardzo interesującą przyprawę: słodki ekstrakt kawowy. Parzymy kawę w
metalowym węgierskim ekspresie lub według innego domowego zwyczaju, przelewamy
do rondelka i uzupełniamy cukrem (3 czubate łyżeczki na 200 ml kawy). Gotujemy
na minimalnym gazie aż płyn zredukuje się o połowę. Przyprawą taką połączoną z
Amarulą według indywidualnego gustu perfumujemy (kilka kropel) lody, owoce
konserwowe, nawet bitą śmietanę lub świeże truskawki. Syrop taki można
przechowywać w zamkniętym pojemniku tygodniami. No i pokażemy gościom, że
goszczą u konesera.
Osobiście każdy dzień zaczynam od
mocnej kawy z ekspresu. Ponieważ kawa bez papierosa jest dla mnie niczym, pijam
ją głównie w domu, skoro w przestrzeni publicznej zakazuje nam się już niemal
wszystkiego. Ekspres jest w moim domu ważniejszym sprzętem od odkurzacza i
żelazka. A misterium parzenia bywa poranną modlitwą. Na przykład: „Spraw Panie
Boże, aby parzona dzisiaj rzekomo włoska kawa nie okazała się przeterminowanym
odrzutem z niemieckich supermarketów!”. Albo: „Uczyń Panie, aby ta Blue Mountain, która kosztuje 90
złotych za 10 deko, nie była wietnamską podróbką podszywającą się pod cudo
rodem z Jamajki!”. Pan niestety nie słucha… Wtedy – odrobinę rozżalony –
stawiam obok filiżanki mały kieliszek Amaruli. I tyle mniej więcej wspólnego
mają w moich wspomnieniach uzależnione od maruli afrykańskie słonie i guźce z kawą i papierosami, od
których uzależniony jestem ja.
WRAŻENIA: barwa blada, kawa z mlekiem; gęstość przeciętna, w
porównaniu z ajerkoniakiem banalna; ślad na kieliszku smugowy; aromat
delikatny, owocowy; smak mocniej skoncentrowany, jednorodny, ciut mdły, raczej
krótki – kawa, wanilia; słodycz niska; moc również, 17%.
SERWOWANIE: w kieliszku likierowym na wysokiej nóżce lub w
szklaneczce gdy na lodzie, mężczyznom bardziej przystoi mieszanie Amaruli z
trunkami mocnymi, praktycznie wszystkimi, którym kawa nie przeszkadza;
ewentualnie (w zimne wieczory) dolewamy Amarulę do kawy i dodajemy bitą
śmietanę.
PRZEMYSŁAW
OSUCHOWSKI
OBERŻYŚWIAT
©
GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz