Belvedere,wódki czyste
Nadchodzą
dni chwały jednej z najlepszych polskich wódek! Już wkrótce James
Bond, Agent JKM 007 w osobie Daniela Craiga oznajmi światu, że pija
wódkę Belvedere! Zakończy w ten sposób swą przygodę ze
Smirnoffem i Finlandią. Tym samym sławny koktajl Vesper pokaże swe
nowe oblicze. Skoro Belvedere uwiodło Bonda, przyjrzyjmy się temu
trunkowi bliżej. Bo też faktycznie… jest to wódka wódek. A jej
koleje losu są nie mniej ciekawe niż perypetie faceta z licencją
na zabijanie. Że już o smaku Belvedere nie wspomnę…
Aby
zrozumieć pochodzenie i wyjątkowość tej wódeczności, trzeba
zaprzyjaźnić się z kilkoma terminami: Polmos Żyrardów, spirytus
wyborowy, żyto Dańkowskie Złote, Belweder, oraz… prywatyzacja i
poznać jednego faceta, Edwarda Jaya Phillipsa… Zaczęło się
prozaicznie, w 1910 roku w niewielkim fabrycznym miasteczku zaboru
rosyjskiego, w Żyrardowie, znanym wcześniej jedynie z przemysłowych
przędzalni lnu, Dawid i Mejer Pines założyli gorzelnię. Radziła
sobie dobrze przed wojną światową, a świetnie w dwudziestoleciu
międzywojennym, wtedy też stała się własnością rodziny Daumów.
Wojna druga światowa to zagłada żyrardowskich żydów, a czasy
powojenne to też niewesoły los upaństwowionej gorzelni. Powstał
Polmos Żyrardów i dotrwał do czasów realnego kapitalizmu. Z
prywatyzacją zakładu zwlekano, dokonała się dopiero w 2001 roku.
Wódczane wojny o podział rynku produkcji i zbytu alkoholu, jakie
wówczas trwały w Polsce, mogłyby być fabułą kilku filmów z
Jamesem Bondem w roli głównej. I ciągle trwają! Wprawdzie walczą
nie agenci, ale głównie prawnicy i bankierzy, ale efekt jest taki,
że nie sposób połapać się, kto jest żyrardowskiej gorzelni
realnym właścicielem, a kto włada samą Belvedere. W dodatku
konkurencyjna Grupa Sobieski funkcjonuje w biznesie pod nazwą…
Grupa Belvedere. Łatwo sobie dośpiewać, o co wszyscy się bili i o
co walczą nadal. Tym bardziej że w XXI wieku jest się o co
spierać. W Żyrardowie bowiem produkuje się jeden z największych
hitów eksportowych… właśnie wódkę Belvedere. Ile jest wart ten
brand, trudno jednoznacznie orzec, ale gdy przed paru laty
sprzedawano 30 procent praw do tego produktu (do nazwy!!!), na stole
położono… 92 miliony euro. Nieźle, co?
Ale
po kolei. Recepturę wódki opracowano i pierwsze butelki rozlano w
Żyrardowie całkiem niedawno, w 1993 roku. Początkowo z myślą o
polskim kliencie. Żeby podbić coraz bardziej urozmaicony rynek
potrzebna była legenda. Odwołano się więc do tradycji sięgających
1910 roku oraz do emblematycznego obiektu czyli Belwederu, który już
nie był kojarzony z niepijącym Jaruzelskim. Przedwojenna siedziba
Naczelnika Piłsudskiego, a potem współczesnych nam prezydentów
dała nie tylko nazwę (belweder to po włosku piękny widok), ale i
wizerunek. W okazałej butelce, niejako w jej wnętrzu widzimy
właśnie warszawski pałacyk. Wyjątkowość opakowania skazała
produkt na sukces. Wtedy nową wódkę wypatrzył Edward Jay Phillips
i wszedł do gry z siłą dynamitu!
Jego
rodzina od trzech pokoleń zajmowała się dystrybucją alkoholu w
USA. Zaczynali, jak łatwo się domyślić, w czasach prohibicji.
Gigantem stali się w czasie II wojny światowej. Bo zaopatrywali US
Army! Rodzina szybko doszła do wniosku, że nie trzeba kupować
kurnika, żeby dobrać się do jajek. Nie kupowali więc gorzelni,
ale marki alkoholu. Sam Edward z wykształcenia był psychologiem i w
biznesie wódką płynącym właśnie na psychologię postawił.
Skoro wina, koniaki, whisky, rumy, cygara… a nawet samochody,
ubrania, kosmetyki i inne dobra mają swe luksusowe wersje dla
koneserów i utracjuszy, czemu nie ma ich mieć wódka? Zaczął w
latach 80-ch od przekonania Amerykanów, że za wódkę Absolut warto
płacić więcej niż za pozostałe wódki czyste. I osiągnął w
swej kampanii oszałamiający sukces! Poszedł za ciosem i wybrał
się do ojczyzny wódki czyli do Polski. Degustował prawdopodobnie
we wszystkich Polmosach, a następnie wdał się w mozolne negocjacje
z… polskim rządem. W końcu wódkę nad Wisłą robiły tylko
państwowe gorzelnie. Wódka z Żyrardowa spodobała mu się na tyle,
że w 1996 roku zdobył prawo wyłączności do reprezentowania
Belvedere w Ameryce. Przy okazji kupił też prawa do wódki Chopin
(Polmos Siedlce) w bardzo podobnym opakowaniu, z wizerunkiem
kompozytora jakby wewnątrz szkła. A potem zdobył przebojem rynek
amerykański. Oczywiście zadbał tez o prawa do własności
promowanego brandu. Dodam, że to również on stoi za wylansowaniem
za oceanem i nie tylko wódki Grey Goose. Psychologiem, jak widać,
jest dobrym, skoro pijący Amerykanie, a za nimi Europejczycy,
Japończycy i inni uwierzyli, że za butelkę czystej można zapłacić
200 złotych!
Czy
warto? Treścią butelki Belvedere jest pozornie zwykła wódka
żytnia. Podkreśla się, że jej jedynym składnikiem oprócz
źródlanej wody, jest żyto odmiany Dańkowskie Złote. Brzmi
nieźle, szczególnie dla pijących obywateli Stanów Zadowolonych
Ameryki. W rzeczywistości Dańkowskie jest popularną (żeby nie
powiedzieć… dominującą) w Polsce odmianą żyta. Klimatowi się
nie daje, a wysoka zawartość skrobi czyni Dańkowskie przedmiotem
atencji producentów spirytusu. Oczywiście jest on przygotowywany
wyjątkowo starannie. Destylowany jest czterokrotnie. Trzy razy w
aparacie kolumnowym, raz w tradycyjnym. Następnie spirytus oczyszcza
się przy pomocy m.in. węgla drzewnego. Spirytus taki w polskiej
terminologii nazywamy spirytusem rektyfikowanym wyborowym. Następnie
cudo to jest rozrzedzane wodą i prawdopodobnie uzupełniane
delikatnie dodatkami aromatycznymi, których szczegóły oczywiście
są skrzętnie skrywaną tajemnicą producenta. Powstaje wódka
miękka jak jedwab o ciekawej, jednolitej teksturze i aromacie. Z
kolei idąc za amerykańskimi gustami szybko też obok klasycznej
czystej rozbudowano wersje Belvedere aromatyzowane cytrusami, a nawet
krwawą Mary. Kupili to!
Gdy
produkt jest gotowy, do pracy przystępują zwykle spece od reklamy i
marketingu. Po co? By lansować trunek i windować cenę. Belvedere
miała zacnych promotorów. Na rynku amerykańskim wódkę zachwalali
w reklamach: Lady Gaga, Beyonce, Duran Duran, i Grace Jones. Czy
można więc się dziwić, że teraz do tego grona dołącza Daniel
Craig?
Ostatecznie Edward
Jay Phillips swój sukces zamienił na brzęcząca monetę. Belvedere
stała się własnością potęgi alkoholowej i speca od innych
towarów zbytku, koncernu
Louis Vuitton Moët Hennessy. A oni byle czego do kieliszka nie
wlewają. Nie dziwcie się więc, że Belvedere niczym najlepsze
koniaki zamykana jest korkiem, a nie pospolitą zakrętką.
No
to na koniec receptura nowej wersji koktajlu Vesper. Zanim zobaczymy
to na ekranie, obstawiam, iż będą to 3 miarki zimnej Belvedere,
jedna miarka ginu Gordons, pół miarki likierowego wina Lillet
Blanc. Całość oczywiście wstrząśnięta, a nie mieszana. Szeroki
kieliszek koktajlowy ozdobi skórka grejpfruta.
WRAŻENIA:
barwa idealnie neutralna; klarowność pełna; ślad na kieliszku
smugowy, gdy zimna, jakby oleisty; aromat delikatny, jednorodny z
minimalnym śladem etylowym, a za nim waniliowym; smak okrągły, z
lekko słodką, cytrusowo-waniliową końcówką; moc 40%.
SERWOWANIE:
w celach „towarzyskich” w formie shotów z wódczanych
kieliszków; Belvedere można chłodzić, ale tylko do 6° Celsjusza,
mrozić szkoda, bo czemu neutralizować kubki smakowe przy czymś tak
przyjemnym; w long drinkach pasuje do większości soków cytrusowych
oraz… warzywnych z pomidorem na czele; kieliszek Belvedere pasuje
do zimnych zakąsek, ale polubi też ostrygi i ciepłe dania, a nawet
wszystkie desery, którym dobrze w towarzystwie sorbetów.
PRZEMYSŁAW
OSUCHOWSKI
OBERŻYŚWIAT
©
GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2014
Dobre to :-)
OdpowiedzUsuńCzyta sie dobrze, pije jeszcze lepiej ....
OdpowiedzUsuń