piątek, 19 grudnia 2014

16. BELVEDERE

Belvedere,wódki czyste

 

 

Nadchodzą dni chwały jednej z najlepszych polskich wódek! Już wkrótce James Bond, Agent JKM 007 w osobie Daniela Craiga oznajmi światu, że pija wódkę Belvedere! Zakończy w ten sposób swą przygodę ze Smirnoffem i Finlandią. Tym samym sławny koktajl Vesper pokaże swe nowe oblicze. Skoro Belvedere uwiodło Bonda, przyjrzyjmy się temu trunkowi bliżej. Bo też faktycznie… jest to wódka wódek. A jej koleje losu są nie mniej ciekawe niż perypetie faceta z licencją na zabijanie. Że już o smaku Belvedere nie wspomnę…
Aby zrozumieć pochodzenie i wyjątkowość tej wódeczności, trzeba zaprzyjaźnić się z kilkoma terminami: Polmos Żyrardów, spirytus wyborowy, żyto Dańkowskie Złote, Belweder, oraz… prywatyzacja i poznać jednego faceta, Edwarda Jaya Phillipsa… Zaczęło się prozaicznie, w 1910 roku w niewielkim fabrycznym miasteczku zaboru rosyjskiego, w Żyrardowie, znanym wcześniej jedynie z przemysłowych przędzalni lnu, Dawid i Mejer Pines założyli gorzelnię. Radziła sobie dobrze przed wojną światową, a świetnie w dwudziestoleciu międzywojennym, wtedy też stała się własnością rodziny Daumów. Wojna druga światowa to zagłada żyrardowskich żydów, a czasy powojenne to też niewesoły los upaństwowionej gorzelni. Powstał Polmos Żyrardów i dotrwał do czasów realnego kapitalizmu. Z prywatyzacją zakładu zwlekano, dokonała się dopiero w 2001 roku. Wódczane wojny o podział rynku produkcji i zbytu alkoholu, jakie wówczas trwały w Polsce, mogłyby być fabułą kilku filmów z Jamesem Bondem w roli głównej. I ciągle trwają! Wprawdzie walczą nie agenci, ale głównie prawnicy i bankierzy, ale efekt jest taki, że nie sposób połapać się, kto jest żyrardowskiej gorzelni realnym właścicielem, a kto włada samą Belvedere. W dodatku konkurencyjna Grupa Sobieski funkcjonuje w biznesie pod nazwą… Grupa Belvedere. Łatwo sobie dośpiewać, o co wszyscy się bili i o co walczą nadal. Tym bardziej że w XXI wieku jest się o co spierać. W Żyrardowie bowiem produkuje się jeden z największych hitów eksportowych… właśnie wódkę Belvedere. Ile jest wart ten brand, trudno jednoznacznie orzec, ale gdy przed paru laty sprzedawano 30 procent praw do tego produktu (do nazwy!!!), na stole położono… 92 miliony euro. Nieźle, co?
Ale po kolei. Recepturę wódki opracowano i pierwsze butelki rozlano w Żyrardowie całkiem niedawno, w 1993 roku. Początkowo z myślą o polskim kliencie. Żeby podbić coraz bardziej urozmaicony rynek potrzebna była legenda. Odwołano się więc do tradycji sięgających 1910 roku oraz do emblematycznego obiektu czyli Belwederu, który już nie był kojarzony z niepijącym Jaruzelskim. Przedwojenna siedziba Naczelnika Piłsudskiego, a potem współczesnych nam prezydentów dała nie tylko nazwę (belweder to po włosku piękny widok), ale i wizerunek. W okazałej butelce, niejako w jej wnętrzu widzimy właśnie warszawski pałacyk. Wyjątkowość opakowania skazała produkt na sukces. Wtedy nową wódkę wypatrzył Edward Jay Phillips i wszedł do gry z siłą dynamitu!
Jego rodzina od trzech pokoleń zajmowała się dystrybucją alkoholu w USA. Zaczynali, jak łatwo się domyślić, w czasach prohibicji. Gigantem stali się w czasie II wojny światowej. Bo zaopatrywali US Army! Rodzina szybko doszła do wniosku, że nie trzeba kupować kurnika, żeby dobrać się do jajek. Nie kupowali więc gorzelni, ale marki alkoholu. Sam Edward z wykształcenia był psychologiem i w biznesie wódką płynącym właśnie na psychologię postawił. Skoro wina, koniaki, whisky, rumy, cygara… a nawet samochody, ubrania, kosmetyki i inne dobra mają swe luksusowe wersje dla koneserów i utracjuszy, czemu nie ma ich mieć wódka? Zaczął w latach 80-ch od przekonania Amerykanów, że za wódkę Absolut warto płacić więcej niż za pozostałe wódki czyste. I osiągnął w swej kampanii oszałamiający sukces! Poszedł za ciosem i wybrał się do ojczyzny wódki czyli do Polski. Degustował prawdopodobnie we wszystkich Polmosach, a następnie wdał się w mozolne negocjacje z… polskim rządem. W końcu wódkę nad Wisłą robiły tylko państwowe gorzelnie. Wódka z Żyrardowa spodobała mu się na tyle, że w 1996 roku zdobył prawo wyłączności do reprezentowania Belvedere w Ameryce. Przy okazji kupił też prawa do wódki Chopin (Polmos Siedlce) w bardzo podobnym opakowaniu, z wizerunkiem kompozytora jakby wewnątrz szkła. A potem zdobył przebojem rynek amerykański. Oczywiście zadbał tez o prawa do własności promowanego brandu. Dodam, że to również on stoi za wylansowaniem za oceanem i nie tylko wódki Grey Goose. Psychologiem, jak widać, jest dobrym, skoro pijący Amerykanie, a za nimi Europejczycy, Japończycy i inni uwierzyli, że za butelkę czystej można zapłacić 200 złotych!
Czy warto? Treścią butelki Belvedere jest pozornie zwykła wódka żytnia. Podkreśla się, że jej jedynym składnikiem oprócz źródlanej wody, jest żyto odmiany Dańkowskie Złote. Brzmi nieźle, szczególnie dla pijących obywateli Stanów Zadowolonych Ameryki. W rzeczywistości Dańkowskie jest popularną (żeby nie powiedzieć… dominującą) w Polsce odmianą żyta. Klimatowi się nie daje, a wysoka zawartość skrobi czyni Dańkowskie przedmiotem atencji producentów spirytusu. Oczywiście jest on przygotowywany wyjątkowo starannie. Destylowany jest czterokrotnie. Trzy razy w aparacie kolumnowym, raz w tradycyjnym. Następnie spirytus oczyszcza się przy pomocy m.in. węgla drzewnego. Spirytus taki w polskiej terminologii nazywamy spirytusem rektyfikowanym wyborowym. Następnie cudo to jest rozrzedzane wodą i prawdopodobnie uzupełniane delikatnie dodatkami aromatycznymi, których szczegóły oczywiście są skrzętnie skrywaną tajemnicą producenta. Powstaje wódka miękka jak jedwab o ciekawej, jednolitej teksturze i aromacie. Z kolei idąc za amerykańskimi gustami szybko też obok klasycznej czystej rozbudowano wersje Belvedere aromatyzowane cytrusami, a nawet krwawą Mary. Kupili to!
Gdy produkt jest gotowy, do pracy przystępują zwykle spece od reklamy i marketingu. Po co? By lansować trunek i windować cenę. Belvedere miała zacnych promotorów. Na rynku amerykańskim wódkę zachwalali w reklamach: Lady Gaga, Beyonce, Duran Duran, i Grace Jones. Czy można więc się dziwić, że teraz do tego grona dołącza Daniel Craig?
Ostatecznie Edward Jay Phillips swój sukces zamienił na brzęcząca monetę. Belvedere stała się własnością potęgi alkoholowej i speca od innych towarów zbytku, koncernu Louis Vuitton Moët Hennessy. A oni byle czego do kieliszka nie wlewają. Nie dziwcie się więc, że Belvedere niczym najlepsze koniaki zamykana jest korkiem, a nie pospolitą zakrętką.
No to na koniec receptura nowej wersji koktajlu Vesper. Zanim zobaczymy to na ekranie, obstawiam, iż będą to 3 miarki zimnej Belvedere, jedna miarka ginu Gordons, pół miarki likierowego wina Lillet Blanc. Całość oczywiście wstrząśnięta, a nie mieszana. Szeroki kieliszek koktajlowy ozdobi skórka grejpfruta.
WRAŻENIA: barwa idealnie neutralna; klarowność pełna; ślad na kieliszku smugowy, gdy zimna, jakby oleisty; aromat delikatny, jednorodny z minimalnym śladem etylowym, a za nim waniliowym; smak okrągły, z lekko słodką, cytrusowo-waniliową końcówką; moc 40%.
SERWOWANIE: w celach „towarzyskich” w formie shotów z wódczanych kieliszków; Belvedere można chłodzić, ale tylko do 6° Celsjusza, mrozić szkoda, bo czemu neutralizować kubki smakowe przy czymś tak przyjemnym; w long drinkach pasuje do większości soków cytrusowych oraz… warzywnych z pomidorem na czele; kieliszek Belvedere pasuje do zimnych zakąsek, ale polubi też ostrygi i ciepłe dania, a nawet wszystkie desery, którym dobrze w towarzystwie sorbetów.
PRZEMYSŁAW
OSUCHOWSKI
OBERŻYŚWIAT

© GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2014

2 komentarze: