BECHEROVKA - LIKIER ZIOŁOWY
Alkohole mocniejsze od wina narodziły
się w aptekach. Właśnie lekarze i aptekarze arabscy po to
wymyślili destylację wina i produkcję spirytusu, by przy jego
pomocy utrwalać całe dobro natury, którym dzieli się z nami
ziołami, owocami, korzeniami i co tam ziemia urodzi. I dziś
wprawdzie w aptekach (poza Nadrenią) alkoholi się już nie
sprzedaje, ale farmaceuci i doktorzy wiedzą co dla nas najlepsze.
Wszak, jeżeli czasem coś pijamy, to oczywiście dla zdrowotności.
Stąd kilkusetletnia sława wielu słodko-gorzkich nalewek medycznej
proweniencji. Becherovka jest jedną z najsławniejszych, a
szczęśliwie też najsmaczniejszych. Od ponad dwustu lat!
Zaczęło się od lekarza (oczywiście!)
Josefa Bechera. Praktykował w Karlowych Warach – znanych wtedy w
Europie raczej jako Karlsbad - w zachodnich Czechach, na przełomie
XVIII i XIX wieku. Uprzedzam jednak, że jest tylko legenda. O
medycznym dorobku Josefa Bechera nic nam nie wiadomo, wiemy
natomiast, że miał w Karlsbadzie sklep w towarami kolonialnymi
(czyli takie delikatesy) oraz że handlował trunkami. Same Karlowe
Wary (czyli Karolowe Łaźnie) były już od najmniej dwustu lat
znanym ośrodkiem leczniczym. Możni tego świata przybywali na
kuracje z daleka. Choćby car Piotr Wielki założyciel Sankt
Petersburga. Może dlatego Karlowe Wary do dzisiaj są tak popularne
wśród Rosjan? Podstawą miejscowych uzdrowicielskich cudowności
były liczne gorące źródła bijące z głębokości ok. dwóch
tysięcy metrów w temperaturze ponad 40 stopni. Kąpiele, inhalacje,
takoż popijanie mineralnych wód pomagać miało niemal na wszystko.
A lekarze przy kuracjuszach też się nieźle dorabiali. Josef Becher
był pomysłowy, przedsiębiorczy i nie był megalomanem. Przede
wszystkim wiedział, że źródła to nie wszystko. Pewnie zdobył
trochę klientów przekonanych o jego medycznych umiejętnościach,
może nawet puszczał krew (taka była wtedy krwawa moda),
przystawiał pijawki i preparował różne mieszanki ziół i
tajemniczych nalewów. Żeby być samodzielnym, uruchomił w 1794
własną gorzelnię. Na bazie własnych spirytusów przygotowywał
nalewki poprawiające nie tylko tężyznę, ale przede wszystkim
dobry humor pacjentów oraz ludzi zdrowych, acz spragnionych. Ziołowe
nalewy na spirytusie są zwykle okrutnie gorzkie, słodzi się je,
aby łatwiej (a nawet całkiem przyjemnie) można było je przełykać.
Sławę ziołowego geniusza mógłby Jan Becher zachować tylko dla
siebie, ale nie był uzurpatorem. Uczciwie przyznawał, że swój
najsławniejszy likier zawdzięcza angielskiemu lekarzowi
Christianowi Frobrigowi, który przybył do Karlowych z pacjentem,
księciem Maximilianem Friedrichem von Plettenberg. W czasach tamtych
na szczęśliwy finał leczenia czekano równie długo, jak w naszym
nieszczęsnym NFZ. Becher z Frobrigiem eksperymentowali przez dwa
lata! Czasy były niespokojne i z Warów lepiej było daleko nie
wyjeżdżać... Oddali się więc bezpiecznemu światu nalewek, gdy
Napoleon zwyciężał po Austerlitz, skończyli, gdy bił wroga pod
Iławą i Frydlandem. Suszyli zioła, owoce, korę, korzenie.
Macerowali je w spirytusie, słodzili i obok poszukiwań medycznych
przyłożyli się bardzo zacnie do aromatu i smaku trunków.
Stworzyli zapewne setki eksperymetalnych mikstur. Gdy Frobrig
opuszczał Karlowe Wary w 1807 roku, przy pożegnaniu zostawił
Becherowi spisaną recepturę najbardziej udanej nalewki...
Becherovki. Nonszalancja zaiste angielska! Przecież to powinna być
Frobrigówka!
Josef Becher produkował smakołyku
pewnie niewiele. Ale jego potomkowie mieli większe ambicje. Nadal
twierdzili, że to bitter leczniczy, ale podkreślali jego
rozweselający charakter. Recepturę trzymali w ścisłej tajemnicy,
a produkcję od śmierci Josefa w 1840 roku rozwijali już na masową
skalę. Likier pod nazwą Original Karlsbader Becherbitter zaczął
podbój świata. W oryginalnej zielonej butelce (stworzonej na
100-lecie firmy w 1907 roku) stał się z czasem brandem o globalnym
znaczeniu. Często go fałszowano, podróbki były modne przede
wszystkim w USA. Nawet nieszczęścia komunizmu i nacjonalizacji nie
zarżnęły tej kury znoszącej złote jajka. Obecnie, po ponownej
prywatyzacji firmy, po uregulowaniu wszelkich praw rodziny Becherów,
po powrocie do przechowywanej przez rodzinę receptury, Becherovka
jest własnością koncernu Pernod Ricard, a ci w swym portfolio nie
pielęgnują byle czego!
Skład Becherovki jest tajemniczy.
Według różnych źródeł zawiera co najmniej 21 darów Bożych.
Niektórzy badacze twierdzą, że ponad 30. Oryginalna receptura
pilnowana jest przez zaledwie dwie osoby. Od co najmniej wieku
spekuluje się, że są to tylko kobiety! Na pewno jedną z nich była
Hedda Becher (1914-2007) praprawnuczka Josefa. Dożyła do
uroczystych obchodów 200-lecia trunku. Jednak farby nikt puścić
nie chce! Sądząc po smaku wiekszość składników likieru nie
pochodzi z Europy, choć producent twierdzi, że nadal używają też
ziół z okolic Karlowych Warów. Owszem arcydzięgiel to tam jest,
ale gdyby tylko to, mielibyśmy do czynienia z litworówką. Korzenne
nuty (wręcz piernikowe) pozwalają się domyślać cynamonu,
goździków i innych kolonialnych zdobyczy. Sama produkcja mimo
unowocześniania technologii jest praktycznie taka sama od początku.
Zioła, kora i korzenie umieszczane są w stanie „suchym” w czymś
w rodzaju kosza nad spirytusem lub w worku zanurza się je w
alkoholu. Prawdopodobnie stosuje się też metodę redestylacji
podobnej jak przy produkcji ginu. Nalew taki „kradnie” wszystkie
aromaty i smaki przez około tydzień. Następnie jest słodzony i
uzupełniany wodą do mocy 38 procent, potem trafia do beczek
dębowych i dojrzewa przez co najmniej 2 miesiące. W praktyce
fabrycznej tak starannego toku produkcji się pewnie nie dochowuje.
Byłem w wielu podobnych firmach (w Bohaticach, które wchłonęły
dawny Karlsbad, gdzie stoi okręt flagowy spadkobierców Josefa
Bechera o dziwo jeszcze nie...) więc wiem, że w tradycyjny sposób
przygotowuje się tylko ekstrakt, który potem łączy się z czystym
alkoholem, wodą i syropem cukrowym. Słomkowy kolor pochodzi po
części z użytego ekstraktu, po części z dojrzewającego w
dębinie. Ale współcześni producenci takich trunków nie wstydzą
się już przyznawać do podbarwiania karmelem. Tak czy siak, uczciwa
i cierpliwa stabilizacja (przegryzanie) składników dają likier
wyraźnie jednorodny zapachowo i smakowo. Charakterystycznie
słodko-gorzki jak na bitter przystało.
Bittery pija się po posiłku. Ale
Becherovka, choć do bitterów (wódek gorzkich, choć... słodkich)
się zalicza, zdecydowanie bardziej nadaje się na aperitif
przedobiedni, bo bardziej apetyt wzmaga. Becherovka jest też
popularnym trunkiem „towarzyskim”. Dystrybutorzy, walcząc na
rynku globalnym o jak największą sprzedaż, zachęcają też do
pijania Becherovki z tonikiem (lubią to kobiety!), a nawet z
napojami energetycznymi (zbrodnia!) oraz do eksperymentów
barmańskich. Czasami w czeskich knajpach i pubach zatapia się
kieliszek Becherovki w kuflu piwa. Zaczęto już też produkować
wersję Becherovki Lemond, mocno cytrusowej, która rzeczywiście do
longdrinków nadaje się świetnie. Osobiście preferuję przysmak
Josefa Bechera w wersji ortodoksyjnej, schłodzoną, wręcz zmrożoną,
pitą z malutkiego, wysokiego kieliszka. Zwykle sięgam po takiego
towarzysza w upalny dzień, gdy mam obok kufel piwa. Cieszę
podniebienie odrobiną likieru, zatrzymuję w ustach na kilka
sekund... I dopiero po chwili „spłukuję” wrażenia jasnym
pilzneńskim. Orzeźwia, a może i leczy?
Przy drugim kieliszeczku Becherovki
lubię się pośmiać z prostackich informacji w różnych
www-pediach, gdzie o Becherovce wyczytacie same bzdury, łącznie z
twierdzeniem, iż Josef był Janem (Jan owszem był, ale to jego syn
i następca) i rzeczonym lekarzem... Z trzecim kieliszkiem sięgam
pamięcią do różnych blogów, gdzie te i inne brednie się
powtarza... I od razu czuję się zdrowszy!
WRAŻENIA:
barwa słomkowa; gęstość oleista; klarowność pełna; ślad na
kieliszku gładki; aromat mocny, korzenny; smak jednorodny, bardziej
ziołowy niż w zapachu, słodki jak cholera i cholernie długi;
standardowa moc 38%.
SERWOWANIE:
bez obawy... Becherovkę można, a nawet trzeba trzymać w
zamrażalniku lub nalewać do zamrożonego wcześniej kieliszka o
pojemności 20-25ml, taki kieliszek powinien starczyć na kilka
łyczków; przed posiłkiem, jako aperitif świetnie uzupełni drobne
przekąski, minikanapeczki, koreczki, winogrona, orzechy włoskie,
migdały w soli; w longdrinkach... no cóż... nie popieram, ale
podam jeden modny o niezbyt wyrafinowanej nazwie Beton: 50ml
Becherovki nalewamy na lód, uzupełniamy 150ml toniku i odrobiną
soku z cytryny, dekorujemy plastrami cytryny lub ogórka...
Becherovka łączy się też sensownie z sokiem z arbuza, z czarną i
czerwoną porzeczką oraz żurawiną.
PRZEMYSŁAW
OSUCHOWSKI
OBERŻYŚWIAT