piątek, 1 marca 2013

2. VILMOS PALINKA





2. GRUSZKOWICA, VILMOS KÖRTEPÁLINKA


Przed kilkunastu laty na targowisku w Serbii stanąłem jak wryty. Nie wiem co wstrząsnęło mną bardziej – widok zaklętej wewnątrz butelki pokaźnej gruszki, czy radzieckiej produkcji granaty, którymi żołnierze ukraińscy z sił pokojowych ONZ płacili za alkohol. Gdy już uświadomiłem sobie jak komicznie musi wyglądać grusza na której... wiszą butelki, zapomniałem o zaczepnych granatach, ONZ i toczącej się wokół wojnie. Pomysł by owoc dojrzewał wewnątrz butelki (przywiązanej do gałęzi) i dopiero w pełni dorosły był poddany maceracji alkoholowej wzbudził mój szczery podziw i nieskrywane pragnienie. I tak od lat tropię gruszkówki po całej Europie. Gruszkówki stały się też moim ulubionym trunkiem, a ściślej mówiąc: gruszkowice czyli destylaty z tego cudnego smakiem i kształtem owocu. Przecież na destylat ze śliwek mówimy „śliwowica”, a nie „śliwówka”…
Destylaty owocowe stają się coraz popularniejsze, a do pijących powoli dociera prawda, że poddane wolnej destylacji zaciery (miazga dojrzałych owoców z dodatkiem drożdży winnych, broń Boże z cukrem!) mają smak najszlachetniejszy. Na drugim miejscu postawiłbym wytrawne nalewki, a więc spirytus lub mocną wódkę nalane na owoce dla „wyssania” z nich wszystkich aromatów i smaków. Wódka musi mieć co najmniej 45 proc. ponieważ naturalny sok owocu osłabi moc ostateczną. Trzeba też pamiętać że po 4-8 tygodniach większość nalewek trzeba zlać do butelek. Ci którzy o tym zapominają, po roku zamiast szlachetnego trunku mają, sądząc po kolorze i smaku, politurę do drewna. W moim prywatnym rankingu na trzecim miejscu stawiam podobne „nastawy”, których treścią jest destylat z wytłoczyn winogronowych nalany na gruszki. Ale znam koneserów, którzy właśnie grappę nalaną na gruszki traktują jak Mount Everest wszelkich alkoholi. Dopuszczalna jest też metoda pośrednia: nalew na owoc i ponowna destylacja (redestylacja). Jednak wszystkie sposoby traktowania gruszek mają jeden wspólny mianownik – bez względu na podejście do technologii, gruszki muszą być odmiany Williams (czyli Bonkreta Williamsa). Niezbyt piękne to i gruboskórne owoce, ale mają ponad 10 procent cukrów i dlatego do fermentacji są wprost idealne. Nawet podwójna destylacja lub wielopiętrowa przeróbka zacieru w aparatach do pracy ciągłej nie są w stanie ograniczyć intensywnych aromatów i smaków owocowych.
Gruszkowice – czyli destylaty z gruszek – obecne są w kulinarnej i biesiadnej kulturze Europy od zawsze. Francuzi swój gruszecznik stworzyli nawet przed calvadosem. Ma on jednak przypadłość dla mnie uciążliwą, aromaty jego są wybitnie fuzlowate, bimbrowe. Żabojady to lubią. Podobnie Niemcy. Wiele więcej finezji wykazują Austriacy i Włosi, podejrzewam nawet, że właśnie włoska fantazja trunkowa z Górnej Adygi uszlachetniła wiedeńskie podniebienia. Podobnie gruszkowice chorwackie są ewidentnie naśladownictwem patronów kulinarnych z Italii. Jednak Węgrzy mają tradycje inne, ich destylaty cieszą się opinią najdelikatniejszych nawet w wersjach domowo-garażowych. Popytajcie rolników na naddunajskiej prowincji, a zdziwicie się ile delikatnych wypalanek tworzą z czereśni, wiśni, jabłek różnych odmian, śliw, malin, gruszek, a nawet z melonów i arbuzów! Wszystkie są bezbarwne, niezbyt mocne (zwykle mniej niż 40 procent), cudownie aromatyczne, smakiem zaś czarują i uwodzą wyrafinowanie. I za to kocham Madziarów. I głównie u nich w gruszkowice się zaopatruję.
Nieszczęście jednak w tym, że Węgrzy opisują treść butelki na etykietach w języku... węgierskim. Ponieważ normalny człowiek (szczególnie pijący) nie jest w stanie zapamiętać po której stronie Dunaju jest Peszt, to już nad węgierską etykietą może się tylko rozpłakać. A niestety wśród dziesięciu rodzajów gruszkówek (nalewek) i gruszkowic (destylatów) na węgierskiej półce sklepowej osiem to przemysłowe mieszanki spirytusu i koncentratu smakowego. Dla nas więc jedyną wskazówką co do zastosowanej technologii – o zgrozo – jest cena. Prawdziwe gruszkowice kosztują od 50 złotych w górę za 0,5 l. Najlepsza (i najdroższa) jest oczywiście Vilmos körtepálinka firmy Zwack Unicum w charakterystycznych zielonych butelkach.  Ma też piękną historię.
Mamy w Krakowie, na Kazimierzu ulicę Józefa. Wielu Krakowian myśli że Świętego. Gdy nasi radni uprzytomnili sobie dwie dekady po upadku komunizmu, iż chodzi o cesarza Austrii Józefa II Habsburga nawet zamierzali nazwę ulicy zmienić. Niesłusznie. Bowiem właśnie Józef II krakowski Kazimierz nieco bardziej cywilizowanym uczynił oraz Krakowowi dodał (spór o granicę Rzeczpospolitej Krakowskiej trwał kilka lat) i dlatego swoją ulicę tutaj ma. I tenże cesarz miał na dworze w Widniu medyka. Zwał się  Joseph (jakże by inaczej!) Zwack. Jego dbałość o cesarskie zdrowie nagrodzono koncesją na wyrób alkoholi. Rodzinna firma Zwack wypromowała już 200 lat temu brand Unicum i piękną, obłą buteleczkę. Krzyż na niej wyeksponowany najdobitniej świadczy o przeznaczeniu. Ziołowa nalewka miała nas ratować przed złem, a nie w nie wpędzać. O Unicum zresztą opowiem w innym miejscu. Natomiast firma Zwacków rozrosła się w spory rodzinny koncern i przez następnych 150 lat produkowała destylaty i nalewki wielkiej zacności. Potem komuniści Zwacków przegnali, a same wyroby niezbyt zręcznie podrabiali. Jednak po 1989 roku Zwackowie do swych praw wrócili i mają się znów dobrze. Oj dobrze!
Przed Państwem więc król królów, książę książąt, destylat destylatów – gruszkowica progenitury Jesepha Zwacka! Nawet w ramadanie, gdy spożycie bywa ograniczone religijnymi zakazami, to... wąchanie przecież nie. I tak również moją ukochaną gruszkowicę traktuję – nalewam odrobinę trunku na spodeczek i odpływam w aromatyczne sny o potędze smaku. Świetnie sprawdza się też w kuchni jako aromatyczna trampolina sufletów, ciast, tortów, ponczów, bejc mięsnych, sosów sałatkowych. A gdybym był w stanie zlekceważyć policjantów z drogówki, używałbym też gruszkowicy Zwacka zamiast wody kolońskiej.
WRAŻENIA: barwa neutralna, bezbarwność po mocnym zmrożeniu lekko opalizuje; ślad na kieliszku podłużny; aromat wyrazisty, owocowy, długi; smak wybitnie skoncentrowany na gruszkowej skórce, ale delikatny (moc skromna 38%), jednorodny, w tle odrobina cierpkiej słodyczy.
SERWOWANIE: kieliszki do destylatów owocowych są miniaturą kieliszków do wina, tulipanowy kształt koncentruje aromaty, a wysoka nóżka dodaje elegancji; gruszkowica jak wszystkie destylaty lubi mocne schłodzenie (4-5°C), jednak mrożenie zmienia jej gęstość, można jednak odpowiednio wcześniej mrozić… kieliszki i w nie wlewać niemrożony destylat; smakołyk pijamy drobnymi łykami jak najlepsze winiaki; świetny jako aperitif, digestif oraz jako trunek… towarzyski i rozrywkowy.

 

  PRZEMYSŁAW
 OBERŻYŚWIAT
 OSUCHOWSKI


© GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz