J. A. BACZEWSKI WÓDKA
Życie jednak niesie niespodzianki… W ciągu ponad 20
lat opisałem historię oraz wrażenia degustacyjne ponad tysiąca trunków. Ale po
raz pierwszy w życiu przychodzi mi opowiadać o alkoholu w cieniu krucjaty
antyalkoholowej.
Amok zrodził się prawdopodobnie z politycznego (w
Polsce wszystko ma polityczny kontekst!) absurdu, jaki wybuchł (jak nagle
wystrzelił, mam nadzieję szybko się wypali!) wokół handlu saszetkami
zawierającymi napoje wyskokowe. Wcześniej (ledwie przed paroma miesiącami!)
politycy walczyli z tzw. małpkami. Dostępność trunków w porcjach nikczemnie
małych ma rzekomo Polaków rozpijać… No cóż, mój pełen pasji z alkoholami
kontakt liczy sobie lat ponad czterdzieści. I choć wolę butelki zawierające co
najmniej pół litra magicznego płynu, to pozwolę sobie młodzieży zwrócić uwagę,
iż wszelkie ingerencje państwa na rynku alkoholowym zawsze (zawsze!!!)
skutkowały zwiększeniem spożycia, a nie jego ograniczeniem. Niezależnie, czy
gnębił nas zaborca, okupant, czy najjaśniejsza Rzecz Nasza Pospolita, zawsze
ograniczenia, zakazy, reglamentacje powodowały, że Polacy pili częściej. Pili
więcej. Pili w dodatku trunki nikczemnej jakości! Tymczasem, gdy pozbawieni
mózgów władcy na jakiś czas o walce z alkoholem zapominali, spożycie malało. Bo
czy się komu to podoba, czy nie statystyczny Polak od kilkunastu lat pije coraz
mniej. Mało tego, jeżeli nawet pije, to sięga po trunki z coraz wyższej półki.
Dane te nie dotyczą tylko samych polityków, którzy od zawsze zachowują się,
jakby byli denaturatem nawaleni niczym stodoła.
A zatem przed Państwem butelka, w której zaklęta jest
piękna historia i jeszcze lepszy smak! Oto wódeczność znana pod nazwą Vodka
Monopolowa J. A. Baczewski. Trunek legendarny w Galicji, w Cesarsko-Królewskim
imperium Habsburgów, w całym świecie. Wódka, której wyrafinowanej jakości
pilnuje od lat 242 rodzina Baczewskich. Bo zaczęła się ta wyjątkowa historia w
roku 1782. W tamtych czasach „palenie wódki”, czyli produkcja spirytusów
stanowiła poważną część produkcji rolnej. Praktycznie każdy majątek ziemski miał
swoją gorzelnię. Były ich tysiące! Spirytusy robiono przede wszystkim ze zbóż,
wśród nich palmę pierwszeństwa niosło dumnie żyto. W XIX wieku rozwinęła się
też produkcja spirytusów ziemniaczanych i melasowych (odpady przy produkcji
cukru). W większości były to spirytusy, jakby to rzec… podłe. Jednak gdy
zaborcy opodatkowali gorzelnie, większość małych upadła, a przetrwały tylko
zaawansowane technologicznie. Do roku 1918 dotrwało około tysiąca gorzelni.
Wśród nich produkcją wódek przyzwoitych zajmowało się ledwie kilkadziesiąt,
cała reszta pędziła marny spirytus przemysłowy, nienadający się do
rektyfikacji. Tymczasem firma rodziny Baczewskich była już wtedy znana nie
tylko nad Wisłą.
Do połowy XIX wieku o gorzelni Baczewskich wiadomo
niewiele. Mieściła się we wsi Zniesienie
nieopodal Lwowa. Dzisiaj to już miejskie przedmieścia. Prawdziwym twórcą
rodzinnej potęgi wódczanej i likierowej był Józef Adam Baczewski, kierował
firmą od 1856 roku. Postawił na najnowsze technologie oraz na… reklamę, co w
tamtych czasach nie było wcale oczywiste. Firma nazywała się już: Galicyjska
Krajowa Wytwórnia Rosolisów i Likierów. Józef Adam dbał nie tylko o jakość produkowanych
we Lwowie wódek. Szukając ambitniejszego i zamożniejszego klienta, wiele uwagi
poświęcał… opakowaniom! Wódki i likiery mościły się więc w pięknych butelkach i
karafkach. Reklamy J. A. Baczewskiego ukazywały się w prasie nie tylko całej
Galicji, ale we wszystkich prowincjach Austro-Węgier i w wielu krajach Europy i
innych kontynentów. Swoje produkty eksponował na międzynarodowych targach, a
zdobywane tam medale podnosiły prestiż firmy. Nawiasem mówiąc, medale takie
zdobywa do dzisiaj. W roku 1876 Baczewski uzyskał tytuł Cesarsko-Królewskiego
Dostawcy Dworu – od tego momentu (do dzisiaj!) na etykietach butelek widnieje
dwugłowy orzeł. W dwudziestoleciu międzywojennym firma prowadzona przez wnuków
Józefa Adama była prawdziwym hegemonem wódczanym. Produkty Baczewskiego zdobiły
stoły elit i wszystkich, którzy do elit aspirowali, choćby raz w życiu, na
przykład przy okazji ślubu. I wtedy przyszła drugowojenna klęska. Niemieckie
bomby zakłady Baczewskiego zniszczyły, a Armia Czerwona wypiła zapasy.
Nieszczęścia dopełniły się, gdy szefowie firmy Adam i Stefan zginęli w
sowieckich obozach. Jednak spadkobiercy rodziny odtworzyli firmę w… Wiedniu w
roku 1956. A dzięki ocalonym recepturom przywrócili jej smakową i marketingową
świetność. Na polski rynek J. A. Baczewski wrócił dopiero kilkanaście lat temu,
ale za to z przytupem! W kategorii wódek czystych pozycję ma wysoką. Dlaczego?
Tajemnica sukcesu jest prosta. Po pierwsze, jakość!
Wódka Baczewskiego to trzykrotny destylat ziemniaczany. Tak, tak! Żadne zboża.
Po prostu luksusowy spirytus ziemniaczany – luksusowy, proszę pamiętać, nie
tylko podkreśla jego status organoleptyczny, ale jest całkiem konkretnym i
chronionym prawem terminem technologicznym. W największym skrócie chodzi o to,
że ziemniaczane destylaty osiągają zauważalnie większą moc i neutralność
smakową. Do poziomu wódki 40-procentowej rozcieńczane są wodą. W przypadku Baczewskiego
woda pochodzi z ujęć alpejskich. Produkt handlowy ma dzięki temu delikatność
atłasu. Po drugie, opakowanie! Baczewski kontynuuje najlepsze tradycje
rodzinnej firmy, butelka przypomina kształtem stare karafki. Również etykieta
odwołuje się do długiej historii starych
habsburskich wspomnień. A klient – okazuje się – jest wrażliwy nie tylko
na procenty, ale właśnie na tradycję. Ktoś powie: snobizm… Niech będzie!
Historia przecież piękna. Po trzecie, różnorodność oferty! Baczewski to
przecież nie tylko wódka czysta. Na bazie jej zacności pod firmą Baczewskiego
mamy bowiem całą paletę wódek smakowych i likierów. Wszystkie odwołują się do
najpiękniejszych tradycji polskiej sztuki kulinarnej. Mamy więc przyzwoitą
wiśniówkę, jest arcyprzyjemna morelówka. Ktoś tęskni za pomarańczówką? Proszę
bardzo! Piołunówka? Jest! Podobnie jak różne odmiany likierów ziołowych. Orzech
laskowy? Oczywiście! Ajerkoniak? A jakże by inaczej! Na bazie spirytusów
ziemniaczanych Baczewskiego powstaje też szlachetny gin, a nawet bardzo
konkretna whisky.
Dlatego gdy tylko zamknę komputer, udam się do barku i
będę cieszył się kieliszkiem bezglutenowej czystej. Na pohybel wszelkim
politykom, udającym antyalkoholowych rycerzy i wierzących w rzekomo moralne
krucjaty.
WRAŻENIA: barwa neutralna; klarowność krystaliczna;
ślad na kieliszku smugowy; aromat delikatny, zrównoważony; smak tylko odrobinę
etylowy, z lekko słodką (jakby waniliową) końcówką; moc tradycyjna 40%.
SERWOWANIE: trunek „towarzyski” pijany tylko w celach
rozweselających lub podkreślających walory smakowe zakąsek; swoją wybitną
jakość najchętniej prezentuje w temperaturze 8-10 stopni, silniej schłodzony
Baczewski staje się neutralny i mało oryginalny; wódka to świetna do kombinacji
barmańskich, choć jej jakość jest wtedy mniej dostrzegalna; J. A. Baczewski w
wersjach smakowych (owocowych i ziołowych) fantastycznie podkreśla smak
deserów, tortowych kremów, lodów i sorbetów; jednak w formie wódki czystej jest
przede wszystkim doskonałym towarzyszem zimnych zakąsek. Lubi też wszelkie
bigosy oraz potrawy tłuste, golonki, kaczki, dziczyznę.
PRZEMYSŁAW
OBERŻYŚWIAT
OSUCHOWSKI
© GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2025