czwartek, 9 stycznia 2025

27. BUNDABERG

 


BUNDABERG RUM 




Naszą płynną przygodę roku 2025 zacznę od arystokraty wśród rumów, bo takim jest australijski rum Bundaberg. Dlaczego tak egzotycznie? Ano dlatego, że to jeden z moich ulubionych trunków! Pierwszą butelczynę przywiozłem z pierwszej wyprawy na antypody przed wielu laty. I jak tylko mam okazję (czyli gdy spotykam Australijczyków, lub gdy Australię odwiedzam) do smakołyku tego wracam. Moje podniebienie jest zwykle wystarczająco usatysfakcjonowane rumem Bundaberg w wersji podstawowej. Szybka, 36-godzinna fermentacja, destylacja dwukrotna, trzykrotna filtracja, dwa lata beczki. Kolor jasnego bursztynu, albo apetycznie opalonej dziewczyny. I już! Ale dzisiaj mam coś lepszego. Na specjalne okazje! Przed Państwem rum rumów, Bundaberg, który przez osiem lat nabierał powagi w stuletnich beczkach, w których wcześniej przez pokolenia dojrzewało Porto. Łomatkobosko...

Australijczycy słabość do alkoholu mają tak wyraźnie  zakodowaną w genach, a Bundaberg jest na antypodach najpopularniejszym czterdziestoprocentowym dobrodziejstwem. Jak do tego doszło? Historia tego smakołyku ma już 136 lat. Poważna sprawa…

 Queensland – stan północno-wschodniej Australii – znany jest z Wielkiej Rafy Koralowej, Krokodyla Dundee, częstych powodzi, węgla kamiennego i trzciny cukrowej. Skupmy się na tej ostatniej. Już w XIX wieku okolice miasteczka Bundaberg stały uprawami owej trzciny. Produkcja brązowego cukru zapewniała plantatorom przyzwoite dochody, ale zarabiać każdy chce więcej. Górnicy, rybacy oraz łowcy krokodyli to ludzie twardzi. A każdy twardziel po robocie lubi się napić. Cukrownicy zwietrzyli szansę. Zaczęli z melasy (niezbyt smaczny produkt uboczny pozostający po ekstrakcji cukru) destylować nieskomplikowane wódeczności. Tanie to było i otumaniało jak się patrzy. Jednak w 1888 (te ósemki były chyba magiczne) najbogatsi plantatorzy założyli spółkę, gdyż słusznie doszli do wniosku, że życie jest za krótkie, żeby pić marny bimber. Rok później Australia poznała rum wiodący swą nazwę od mieściny Bundaberg. I może nic by z tego wielkiego nie było, gdyby nie pożary i wielka polityka. Pierwszy gwałtowny rozwój produkcji rumu firmy Bundaberg Ltd datuje się na lata wojny burskiej. Armia korony popijała aż miło. Być może Winston Churchill, który po pijanemu dostał się do burskiej niewoli, zanietrzeźwił się właśnie australijskim rumem! Tymczasem w 1907 gorzelnia spłonęła. Ale gdy w 1914 zaczęła się światowa wojna, natychmiast zakład odbudowano, bo przecież armia potrzebuje nie tylko armat. Rum Bundaberg niewątpliwie przyczynił się do zwycięstwa Korony, a i po wojnie sprzedawał się świetnie. W 1936 roku znów był wielki pożar i przy okazji katastrofy hektolitry rumu spłynęły pobliską rzeką do morza. Był to może pierwszy w historii przypadek alkoholowej katastrofy ekologicznej. Jednak trzy lata później znów wybuchła wojna. Podniesiony z popiołów Bundaberg znów pomagał frontowcom, a warto pamiętać, że wojna na Pacyfiku angażowała miliony Amerykanów, Brytyjczyków, Australijczyków. Rum był niezbędny! W pewnym momencie było go nawet za dużo i na prośbę generalicji destylarnia z Bundaberg zaczęła butelkować i puszkować nie tylko rum, ale także… napoje alkoholowe na bazie rumu z dolewką herbaty, soków owocowych, coca-coli. Tak, tak, wtedy ta straszna moda się zaczęła! Po pokonaniu Japonii żołnierze wrócili do domów, ale wiadomo… bitewne opowieści snuje się łatwiej przy szklaneczce rumu. W nowszych czasach pożarów w Bundaberg nie odnotowano, ale wojny w Korei i w Wietnamie znów dawały zarobić nie tylko w australijskich pubach. W dodatku rynek robił się coraz bardziej wymagający, więc i rum był coraz lepszy. Podstawowy do dzisiaj produkt – czyli trzcinowy rum starzony minimum 2 lata w beczkach z australijskiego dębu – rządził na wódczanym rynku, ale eksperymentowano z destylatem pracowicie. Uszlachetniano dodatkami aromatycznymi. Próbowano dojrzewania w beczkach po winach hiszpańskich, po irlandzkich łyskaczach, po amerykańskich burbonach. Rum z Bundaberg przestał być trunkiem prostym, coraz bardziej przypominał najambitniejsze koniaki.

Pracowano też intensywnie nad marketingiem. W 1961 roku na etykiecie rumu pojawił się… polarny niedźwiedź. Bzdura absolutna! Biały miś reklamujący na południowej półkuli rumową wódeczność? Ale chwyciło… Do dzisiaj arktyczny zwierz jest symbolem najpopularniejszego australijskiego trunku. Podobno symbolizuje ochłodę jaką drinki rumowe mają nieść, a także ociepla wizerunek gorzelni wśród mniej pijących żon i niepijących dzieci. Prawdopodobnie zauroczył też wielbicieli towarów luksusowych, gdyż od 24 lat Bundaberg jest własnością brytyjskiego giganta alkoholowego, firmy Diageo, która w swoim portfolio posiada też nieskończony wybór szkockich whisky z JohnnieWalkerem na czele,  całkiem sporo ginów z Gordon’sem na czubie sprzedaży, zacne wódki z Smirnoffem, zacne szampany z m.in. Dom Perignonem i piwa ze sławnym Guinnessem. Duży gracz!  Ciekawostką, która mnie dodatkowo podnieca, jest muzeum rumu w Bundaberg, do którego dziatwę szkolną wpuszcza się za darmo. Tak Australijczycy wychowują sobie przyszłych klientów! Mają rozmach sku…

 

 

WRAŻENIA: barwa ciemnobrązowa, opalizująca czerwienią; klarowność krystaliczna; ślad na kieliszku smugowy; aromat mocny, zrównoważony; smak wybitnie koniakowy, może odrobinę tytoniowy, z lekko słodką i waniliowo-korzenną końcówką; moc tradycyjna 40%.

 

SERWOWANIE: trunek to wybitnie „towarzyski” pijany tylko w towarzystwie dobrym lub najlepszym; swoją wartość najlepiej prezentuje w kieliszku koniakowym, w temperaturze pokojowej; popijać zachęcam małymi łyczkami, bez pośpiechu z przełykaniem (co ciekawe, Australijczycy pochłaniają Bundaberg w najprostszej formie shotów w 25, 40, 50-mililitrowych kieliszkach; jak każdy rum świetnie się łączy z wieloma składnikami longdrinków, ale wtedy sporo stracimy z jego potencjału; Bundaberg w kolekcjonerskiej wersji vintage barrel jest idealnym finiszem dobrego posiłku lub zwieńczeniem korzystnego kontraktu, lubi dym, męskie towarzystwo i święty spokój.

 

PRZEMYSŁAW

OBERŻYŚWIAT

OSUCHOWSKI

 

 

 

© GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2025

 

tagi: RUM, BUNDABERG, AUSTRALIA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz