TRAPPISTES ROCHEFORT 8 - Piwo trapistów
Wbrew złośliwym insynuacjom, w moich podręcznych zbiorach alkoholi, przeznaczonych do bieżącej konsumpcji, są także trunki i napoje o mocy wiele mniejszej niż zasadnicze 40 procent. Nawet jakieś piwo zawsze na podorędziu się znajdzie. Nie jestem wprawdzie piwoszem, ale czasami lubię koło talerza mieć coś uczciwie chmielonego. Piwo używam też w kuchni. Na przykład naleśniki robię zawsze na piwie, są bardziej napowietrzone i chrupiące. Piwem podlewam też potrawy z mięs ciemnych. Gdy zimnica weźmie mnie we władanie, lubię piwo grzane, koniecznie z żółtkiem utartym z cukrem. A gdy potrzebuję orzeźwienia w upalny dzień, zwykle mieszam jasne pilsnery z porterem, pół na pół. Jest jednak jeden rodzaj piwa, którego nie mieszam z żadnym dodatkiem. To piwo belgijskich trapistów. Jest tak doskonałe, że grzechem byłoby psucie ideału, za którym stoją pracowici mnisi.
Piwo jako takie ma
historię, ba, prehistorię przebogatą. Sześć tysięcy lat! To najstarszy napój
alkoholowy ludzkości, piwem raczyli się na przykład Sumerowie. A i w Europie
północnej piwo ratowało nam zdrowie już w wiekach zdecydowanie zamierzchłych.
Problem bowiem w tym, że picie wody z różnych strumyków zdrowe nigdy nie było.
I gdybyśmy się do wody ograniczali, różne drobnoustroje by nas wybiły. Piwa
więc od pradawnych czasów warzono w większości gospodarstw. Oczywiście były one
różnej (zapewne w większości podłej) jakości. Alkoholu było w nich, co kot
napłakał. Bo też nie o rozweselanie człowieka szło, ale o kultury bakterii
wspomagające trawienie. Już zanim Mieszko I chciał się napić, przed początkami
naszej państwowości browarnictwo stało się w Europie znakiem firmowym wielu
klasztorów. Antałki piwa były też jednostką rozliczeniową, a ludzie żyjący z
pracy najemnej mieli kilka litrów piwa dziennie zagwarantowane w kontraktach.
Wkrótce i w Polsce dobre piwa robili między innymi Cystersi i Benedyktyni. Ich
szacunek dla pracy był legendarny, a piwa klasztorne miały odpowiednio wysoką
reputację. Oczywiście przed wiekami smakowały one zupełnie inaczej. A
dzisiejszy „smak” utrwalił się, gdy polubiliśmy piwa chmielowe. A to tradycja
zaledwie dwustuletnia.
Najwyżej cenię piwa
górnej fermentacji produkowane przez niewielkie manufaktury belgijskie. Wśród
nich rzecz jasna najwyżej należy cenić piwa Trapistów. Ten cysterski odłam z
piw i małomówności był znany na długo przed Napoleonem. Jednak wielowiekowa tradycja
została zniszczona przez Rewolucję Francuską. Klasztory skonfiskowano, mnichów
przepędzono. I nie stało się to wcale z powodu niechęci do piwa. Trapiści z
trudem odtworzyli część swych zgromadzeń dopiero pod koniec XIX wieku. I
przywrócili naszej kulturze kulinarnej ciężkie piwa o ciemnej barwie i solidnej
mocy. Klasztorne piwo (nie tylko w Belgii) nigdy nie było produkowane w
ilościach przemysłowych. Nie chodziło o rozwijanie biznesu, ale o delikatne i
szlachetne uzupełnianie oferty spożywczej i leczniczej, którą opactwa, zgodnie
ze swoją regułą, łatały swój skromny budżet.
Obecnie zgromadzeń
trapistów funkcjonuje niewiele ponad setka na wszystkich kontynentach, ale
produkcją piwa parają się tylko w 12 klasztorach, z których sześć znajduje się
w południowej Belgii. Ponieważ od kilkudziesięciu lat namnożyło się wszędzie
różnych piw, które odwołują się do tradycji klasztornej (choćby tylko w
nazwie), Trapiści powołali w 1997 roku międzynarodowe stowarzyszenie, które
zrzesza elitę 12 producentów piwnych i posługuje się charakterystycznym logo
Authentic Trappist Product. Zasady są proste: piwo ma być produkowane na
terenie klasztoru. Oczywiście przez samych mnichów, ewentualnie pod ich
nadzorem. Ostatnio na przykład jeden z browarów belgijskich musiał zawiesić
produkcję ze znakiem ATP, gdyż zabrakło mnichów do pracy w browarze! A musi ich
być co najmniej dwóch… Zyski z warzenia piwa idą – to kolejny warunek - na
utrzymanie klasztoru, a nadwyżki przeznaczane są na cele charytatywne. Czyli
pijąc piwa od Trapistów… wspomagamy biednych. Warto dodać, że nie są to zyski
typowe dla koncernów piwowarskich, gdyż produkcja jest niewielka, a miejscowi
odbiorcy i importerzy czekają w długiej kolejce na prawo do kupna piwnych
smakołyków.
Na czym polega
wyjątkowość przysmaku belgijskich Trapistów? Produkowane jest z jasnego słodu i
kandyzowanego cukru oraz endemicznych miejscowych drożdży. Procesu nie wspomaga
się chemicznymi sztuczkami, więc przygotowanie piwa trwa nawet kilka razy dłużej
niż w komercyjnych browarach. Piwa te charakteryzują się dwukrotnie, a nawet
trzykrotnie większą zawartością ekstraktu w brzęczce i przy okazji większą
alkoholową mocą. Mają pełniejszą, ciemniejszą barwę. Nie należy ich przed
spożyciem zbyt mocno chłodzić. 12-14 stopni Pana Celsjusza wystarczy. Większość
piw trapistów można przechowywać w chłodzie przez 5 lat, a niektóre gatunki lat
kilkanaście!
Moim ulubionym piwem
jest „ósemka” z klasztoru w Rochefort. Powstaje w klauzuli od 1899 roku, a
sprzedaż poza klasztorem uruchomiono tuż przed I wojną światową. Produkują też
„szóstkę” i „dziesiątkę”. Numery te oznaczają tradycyjną miarę gęstości brzęczki.
„Dziesiątka” ma ponad 11 procent alkoholu, więc gdy mam w planie używanie
hulajnogi, albo gdy wiem, że potrzebne mi będą piwa dwa (pojemność butelki
mizerna, 0,33 litra) ograniczam się do „ósemki”, która jest ciut jaśniejsza i
alkoholu posiada „tylko” 9 procent. Piwem takim popijam nie tylko pieczyste,
świetnie idzie do muli, serów, również cieszy się z towarzystwa czekolady, lub
czekoladowych ciast.
Oczywiście piwa
trapistów jako towar limitowany mają też odpowiednio wyższą cenę i kosztują
nawet trzykrotnie drożej niż inne belgijskie piwa. Nad czym boleję. Ale tym
bardziej cenię sobie każdy łyk tej ambrozji.
WRAŻENIA: barwa ciemna (prawie
coca coli), pozornie mętna, dopiero pod światło wpada w rubinową dominantę i
klarowność; piana w szklance w kolorze kości słoniowej; aromat bogaty –
drożdżowy, chlebowy; smak intensywny – czekolada, lukrecja, ciemne jagody,
suszone śliwki, karmel, toffi, lekko wyczuwalna słodycz; moc 9,2%.
SERWOWANIE: piwa trapistów pija się w
specjalnych szerokich szklankach zwężających się u góry, aby podkreślać aromat;
nalewać należy je delikatnie po ściance, dopiero ostatnie krople z góry, aby
„obudzić” pianę. Jak dla mnie temperatura 14 stopni… idealna. Ale szklankę
trzymamy za stopkę, aby piwa nie ogrzewać dłonią.
PRZEMYSŁAW
OBERŻYŚWIAT
OSUCHOWSKI
© GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2025