wtorek, 2 grudnia 2014

14. ABSOLUT MANDARYNKOWY

ABSOLUT MANDARYNKOWY,  WÓDKI SMAKOWE


Opowieść o smaku Absolutu byłaby uboga gdyby nie przyjrzeć się smakowym wersjom szwedzkiej wódeczności. Cieszą te wynalazki amatorów eklektyzmu na podniebieniu. Ja smakowych wódek tego typu używam nie tylko w celach towarzyskich, jest to moim zdaniem wartościowy produkt kulinarny. Ale po kolei…
Wielu producentów wódek proponuje spragnionym trunki poprawione przez perfekcyjne naśladowanie „smaków identycznych z naturalnymi”. Nie popieram, ale toleruję. Pszeniczny Absolut robi to całkiem zgrabnie. Wersji jest sporo. Niestety nie wszystkie dostępne w Polsce. Absolut jabłkowy, grapefruitowy, waniliowy, gruszkowy przywożę z włóczęg po świecie, zwykle z lotniskowych sklepów wolnocłowych. Absolut czarnoporzeczkowy, cytrynowy, brzoskwiniowy, pieprzowy kupuję, gdy pasuje mi do kojarzenia smaków w kuchni lub bezpośrednio przy stole. Na czym to polega, wyłuszczę na przykładzie Absolutu mandarynkowego.
Gdy przed laty spytałem pełnoletniego już syna, co chce na deser, byłem przekonany, iż odpowie – jak zawsze – że tort czekoladowy. No cóż... ja dzielę knajpy na takie, w których dostępne są produkty czterdziestoprocentowe lub nie, syn dzielił zawsze na takie, w których zamówić można czekoladowy tort i takie do których wchodzić nie ma po co. I już myślałem, że tak będzie zawsze. Aż tu nagle syn rzecze: szarlotka! W kawiarni na krakowskim Kazimierzu zamówiłem „dwie szarlotki”, kelnerka przyniosła nam... dwie żubrówki z sokiem jabłkowym. I zamiast cieszyć się, że syn dorośleje, szlag mnie trafił! Ja ci dam szarlotkę...
Zagnałem latorośl do domu i zacząłem grzebać w kuchennych szafkach. Mleko – jest! Ryż – jest! Mleko – jest! Biszkopty – są! Mandarynki w puszce – też są! No to hyc do barku – był absolut mandarynkowy! Co prawda w upokarzająco małych butelkach, ale zawsze...
Nabyłem go w zabawnych okolicznościach. Lecę sobie z Santiago de Chile do Amsterdamu. Dźwigam ile wlazło w bagaż chilijskiego cabernet sauvignon (Marques de Casa Concha 2002), których 20 butelek w Polsce kosztuje tyle co bilet z Polski do Chile, a w Chile tyle co kolejowy bilet 2 klasy z Krakowa do Szczecina. Tak się zapamiętałem w upychaniu wina w bagaże, że zapomniałem o innym osobistym nałogu, mianowicie o papierosach. Trudno, myślę sobie, w Amsterdamie podobno też nieźle palą... Nie przewidziałem jednak międzylądowania na Antylach Holenderskich. Szlag by trafił! 2 godziny przerwy! W sklepie wolnocłowym było sporo alkoholu, ale papierosów żadnych. Katastrofa! Ponieważ nigdy w życiu nie prosiłem nikogo o papierosa, postanowiłem ratować się handlem wymiennym. Zdruzgotany nabyłem paletę 24 mini buteleczek absolutu mandarynkowego właśnie. Jako człowiek bywały w świecie miałem wreszcie okazję wykorzystać swe talenty lingwistyczne. Wszedłem do komory gazowej służącej palaczom i ryknąłem: „izwienitie, pażałsta, adin absolut – dwa cigarety!”. Aż tu wyrósł wokół las wyciągniętych rąk z otwartymi gościnnie paczkami papierosów i usłyszałem głos: „bieri tri, Boh trojcu liubit”. Rosyjscy marynarze wracali z połowów na Pacyfiku. Napaliłem się tak, że dym uchodził mi uszami, ale absolutu mandarynkowego nie wzięli, bo nie honorowo, zresztą cóż to za trunek? Rzeczywiście, zmrożony bywa aksamitnie gładki i aromatyczny. Ale na Antylach, jak to na Karaibach, absolucik miał jak lepkie powietrze 35 stopni Pana Celsjusza. Wiec… niewypity doleciał do Polski.
Tak, tak...już wracam do kuchni i szarlotki! Więc 100g ryżu długoziarnistego wypłukałem w wodzie i wrzuciłem do garnka z 400 ml mleka, dodałem 100 g brązowego cukru i rozciętą laskę wanilii. Całość gotowałem 40 minut. W tym czasie tłumaczyłem niedouczonemu dziecku, co to jest szarlotka (Państwu opowiem za moment). Syn powoli się starzał, ryż dochodził. Otworzyłem puszkę z mandarynkami, syrop zlałem do kubka, dodałem jedną (50 ml) buteleczkę absolutu mandarynkowego. Filety owocowe wrzuciłem na gorącą patelnię z łyżką masła, sypnąłem łyżeczką brązowego cukru i gdy zaczynało się dymić, wylałem na patelnię drugą buteleczkę mandarynkowego absolutu. Podpaliłem, udało mi się nie poparzyć, nie spłonęła też cała kuchnia. Pięknie i absolutnie przesmażone mandarynki dodałem do ugotowanego ryżu. Biszkopty nasączyłem syropem już zdecydowanie absolutnym i wyłożyłem nimi ciasno ścianki szklanej misy. W takie gniazdo wlałem ryż i całość wstawiłem do lodówki. W lodówce zostało jeszcze miejsce na pozostałe 22 buteleczki mandarynkowe.
I zapamiętajcie sobie – wszyscy!!! – szarlotka to nie żubrówka z jabłkowym sokiem! Szarlotka to tym bardziej nie ciasto z jabłkami (najlepsze u Łodzińskich)! Szarlotka to ulubiony deser angielskiej królowej Charlotty, żony Jerzego III. Karmił ją tym daniem królewski kucharz i prawie zawsze coś w tym deserze zmieniał. Szarlotką jest więc niemal każdy rodzaj puddingu zastygły w formie wyłożonej biszkoptami lub nawet chlebem! I tak jest od dwustu lat. Po co to zmieniać? Istnieją nawet szarlotki rybne na słono! A absolutnie czysty absolut Szwedzi produkują od 135 lat i tego też nie radziłbym nikomu zmieniać.
Syn rzucił się na mandarynkową szarlotkę w wersji dla dorosłych, a ja wróciłem do lodówki gdzie coś na mnie czekało. Dobrze schłodzonego!
WRAŻENIA: idealna bezbarwność; idealna klarowność; ślad na kieliszku smugowy; aromat delikatnie etylowy i zdecydowanie owocowy z mocnym akcentem mandarynkowej skórki; smak jednorodny, wytrawność umiarkowana ze słodkim zakończeniem; standardowa moc 40%.
SERWOWANIE: zdecydowanie zimna, nawet mrożona, podawać w wysokiej stopce wódczanej, ewentualnie w koktajlowej szklance z jedną kostką lodu i plasterkiem dowolnego cytrusa lub z cienko krojoną skórką mandarynki; owocowość przeznacza go raczej do białych mięs, ryb, potraw z beszamelem lub pikantnym serem; fantastyczna baza longdrinków, można poszaleć!
PRZEMYSŁAW
OSUCHOWSKI 
OBERŻYŚWIAT

© GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2014





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz