JÄGERMEISTER - LIKIER ZIOŁOWY,
Przyzwoity obiad należy podsumować
miłym akcentem, który w dodatku ułatwi przetrawienie tego co
zgromadziliśmy w żołądku. Jeszcze lepiej, gdy ów akcent pomoże
uporać sie z tym co się dzieje wokół nas. Jeżeli rzeczywistość
nas drażni. Mnie czasami tak. Frankofoni na deser preferują sery,
my słodkości. No i zwykle jakiś alkoholowy akcencik. Jedni
wybierają koniak, inni stację Ojca Dyrektora. Niektórzy ciężkie
wina deserowe, a durnie tabliczkę czekolady. Marzyciele stawiają na
likiery, a z marzeń odarci na grappę. Hipokryci pijają kawę po
irlandzku, prostacy whisky z lodem. Smakosze destylaty owocowe,
naiwni herbatę. Amerykanie wolą gumę do żucia, a fundamentalistom
zostaje tylko modlitwa.
Ja po posiłku myślę zwykle o
digestifach wysokoprocentowych. Wprawdzie klasyczny digestif może
być również bezalkoholowy, ale o tym pisać się nie godzi. Po
posiłku pić wypada przede wszystkim stare, wzmacniane, słodkie
wina lub leżakowane destylaty oraz likiery ziołowe. Wszystko po to
by wspomóc nasz żołądek w wytężonej pracy, uprzyjemnić i
przyspieszyć trawienie. I jest kilka trunków, które spełniają te
wymagania, a przy okazji łączą pozornie przeciwstawne smaki. Ja
stawiam na nalewy ziołowo-korzenne i na gorzko-słodkie wrażenia.
Bo warto gorycze i uśmiechy losu łączy w jednym kieliszku. Idealnym trunkiem
jest Jägermeister.
Jest to ulubiona nalewka germańskich
myśliwych. Szczególnie tych, którzy lubią sobie postrzelać u
podnóża Alp. Ale dobrze się przysłuży i na nizinach.
Jägermeister to tyle co łowczy, a okazały rogacz na etykiecie nie
jest dedykowany podopiecznym Św. Józefa - patrona wszystkich
„rogaczy” - lecz wszystkim, którym polowanie dało radość i
chcą podziękować Św. Hubertowi. Jest też minimalna szansa, iż
skupienie się wokół buteleczki Jägermeistera przywróci resztki
rozumu eksterminatorom naszego pogłowia dzików i łosi.
Trunek to zacnie skomplikowany –
zawiera ponoć aż 56 rodzajów ziół, owoców, korzeni! Są tam i
nasze przaśne rumianki, rabarbary, pietruszki, są tam też
zamorskie cynamony, anyże i imbiry. Szczegóły receptury owiewa
oczywiście mgiełka tajemnicy. Nalewy spirytusu na suszone skarby
macerują się do pół roku. Następnie połączone w odpowiednich
proporcjach przez firmowych „meisterów” trafiają do dębowych
beczek na co najmniej rok. Potem moc nalewki jest osłabiana do 35
procent i dosładzana palonym cukrem. Mógłby też karmel barwić
nalewkę, ale nie musi, bo nalewy z tak długą historią mają
zwykle kolor brązowo-bordowy. Jak niektóre lekarstwa! Zresztą
złośliwcy twierdzą – i odrobinę racji mają – że
Jägermeister smakuje jak syrop na kaszel, a kolor ma po prostu...
Coca-Coli. Smak rzeczywiście ma bardzo długi, mały łyk pozostawia
ślad na podniebieniu ładnych kilka minut. Doszukamy się w nim i
gorzko-ziołowych (wręcz piołunowych) wspomnień i
korzenno-słodkich reminiscencji. Usatysfakcjonowani będą i
wielbiciele likierów i fani pikantnych przyjemności.
Jägermeister nie jest stary! Zwykle
najsławniejsze nalewki ziołowe mają tradycję sięgającą
średniowiecznych klasztornych piwnic. Wielki Łowczy (albo Mistrz
Polowania) pochodzenie ma zdecydowanie krótsze i cywilne. Jego
recepturę skomponował Curt Mast w 1934 roku i mógłbym sobie
radośnie podrwić, że miało to coś wspólnego z szukaniem
lekarstwa na rozwijający się w jego ojczyźnie faszyzm. Błąd!
Curt był wprawdzie zaprzysięgłym myśliwym, ale również
maniakalnym ekologiem. Uważał, iż myślistwo ma sens tylko wtedy,
gdy nie narusza równowagi, która panuje w przyrodzie. Zaczęła sie
jednak cała historia znacznie wcześniej. To jego ojciec Wilhelm w
1878 roku założył dla żony winnicę w Wolfenbüttel w Dolnej
Saksonii (tam też do dzisiaj Jägermeistera tworzą). Curt
wychowywał się więc w otoczeniu idyllicznym. Jednak praca przy
winach i destylatach mu nie wystarczała. Z nalewkami ziołowymi
eksperymentował latami, a Jägermeister był finałem poszukiwań i
wyprowadził rodzinną firmę na szerokie wody. Curt Mast był
oczywiście niemieckim perfekcjonistą. Zadbał nie tylko o aromat,
smak i ducha trunku, ale również o jego wyjątkowe opakowanie.
Eksperymentował z dziesiątkami różnych flaczek, bo uparł się,
że zadowoli go dopiero taka, która nie stłucze się po upadku na
podłogę. Wprawdzie współcześnie firma nie daje gwarancji na
takie ekscesy, ale butelczyny, których używają do dzisiaj, są
faktycznie niezwykle solidne, z grubego barwionego szkła. Nie
turlają się, ani nie przewracają. No i idealnie mieszczą się w
prostokątnej kieszeni. Bo – o czym warto pamiętać –
Jägermeister ma przede wszystkim być naszym przyjacielem w trakcie
polować, grzybobrań, spacerów z psem. Ma też ratować nasze
samopoczucie w niepogodę. A poobiednim digestifem jest dopiero na
końcu.
Zachęcam do picia trunku w małych
kieliszkach likierowych, bez schładzania. Tak najlepiej rozmarzy Was
w domowych pieleszach i w trakcie włóczęg na świeżym powietrzu.
W lesie (gdy nikt prócz zwierzyny nie widzi) wolno też łyczek
pciągnąć bezpośrednio z flaszeczki. Ale nie będzie też grzechem
jeżeli Jägermeister posłuży Wam jako „pieprz i wanilia” przy
komponowaniu nawet najbardziej ryzykownych koktajli. Tym, którzy
chcą osłodzić czas gorzkich doświadczeń, polecałbym trochę
ponurą wariację na temat sławnego „Alexandra”: 50 g whisky lub
wódki i 1 łyżeczkę digestifu Jägermeister z jedną kostką lodu.
Natomiast dla chichoczących optymistów dobra będzie kompozycja
podobna do pijanej przez Jamesa Bonda: 50 g wódki, 25 g słodkiego
wermutu, 25 g Jägermeistera i jedna kostka lodu. Oliwka zbędna.
Możecie mieszać lub wstrząsać, jak kto lubi. Jägermeister może
też być dolany do ponczu. Producent reklamuje również koktajl
energetyczny o nazwie „Colt 45”, na który składa się gin,
Jägermeister i Red Bull, ale podchodziłbym do tego ostrożnie, jak
do szarżującej słonicy. Oczywiście Wielki Łowczy łączy się
też z Coca-Colą. Nie tylko z racji podobnego koloru. Natomiast nie
radzę dodawać go do herbaty, na gorąco zaatakują nas przede
wszystkim medyczne nuty.
A wracając do myśliwych... Curt Mast
twierdził, że odrobiną Jägermeistera należy polowanie zaczynać
i kończyć. Ja życzyłbym Państwu i sobie kilka łyków dzisiaj w
2017 roku w celu opamiętania...
WRAŻENIA:
barwa ciemna, brunatna; klarowność pełna; ślad na kieliszku
smugowy; aromat mocny, korzenny, apteczny; smak jednorodny, ziołowy,
słodkość umiarkowana, właściwie minimalna; standardowa moc 35%.
SERWOWANIE:
zimny Jägermeister
prowokuje miły kontrast, gdyż rozgrzewa! Więc sączmy schłodzonego
z małego kieliszeczka likierowego;
to klasyczny digestif, ale skoro wymyślony dla myśliwych, to
kieliszek lub dwa uczciwemu bigosowi nie zaszkodzą; w longdrinkach
radzę traktować Jägermeistera
ostrożnie niczym inne barmańskie „perfumy”.
PRZEMYSŁAW
OBERŻYŚWIAT
OSUCHOWSKI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz