MIÓD PÓŁTORAK
O polskich miodach
syconych myślę najczęściej w okolicach Bożego Narodzenia. Bo to idealna okazja
by podywagować o naszej hipokryzji. Święto wszak absolutnie dużej i poważnej
wiary, a – co tu kryć – zamieniliśmy je w festiwal zakupów, dzwoneczków, świecidełek,
obżarstwa oraz niestety ulegania różnym nałogom. Charakter religijny, a nawet
rodzinny jakby zanikał. Moja wrażliwość felietonisty alkoholowego rzecz jasna
skupia się wtedy na problemie z procentami… Tak się zresztą zamyślam przy
okazji wszelkich, a szczególnie religijnych świąt.
Czy można Święta
spędzać bez alkoholu? Słyszałem, że można. Sam też bywałem terroryzowany przez
mamę i babcię. W… jakby dawniejszych czasach. A potem dziwiłem się na pasterce,
albo innych rezurekcjach, że uroczyste zgromadzenie w kościele wyraźnie się chwieje
i pachnie nie najpiękniej. Gdy wydoroślałem i nabrałem pewności siebie w
rozumieniu kultury kulinarnej, stopniowo przekonywałem bliskich (dalekich
takoż), że wszelkie trunki służą przecież nie tylko bezwstydnemu piciu, ale też
wzbogacaniu świątecznych potraw i świątecznych wrażeń.
Jak każdy polski
poczciwina jestem skażony genem prostych skojarzeń… Na przykład, że rybka lubi
pływać. W dodatku uważam, że śledź by się czuł fatalnie bez małego (podkreślam:
małego!) kieliszka substancji czystej i zarazem magicznej. Ryby w galarecie nie
wyobrażam sobie bez białego wina. A makowiec mi nie smakuje, gdy nie mam pod
ręką kieliszka tokaju. W sytuacji abstynencji totalnej czuję się jak grzesznik
nad grzesznikami.
Mam jednak dla
Szanownych Pijących i równie Szanownych Niepijących propozycję trunku, który
godzi wszystkich. Oto przed Państwem najwyższe polskie dobro narodowe równie
stare jak nasza państwowość i chrześcijaństwo! Miód pitny!
Moim faworytem jest
Półtorak pewnej lubelskiej spółdzielni. Czekał u mnie w piwnicy kilkanaście lat
na ten moment! Butelczyna w zasadzie kolekcyjna, a zawartość równie wyjątkowa,
bo Półtoraków nie pija byle kto i byle kiedy.
Miody pitne mają w
naszej nadwiślańskiej tradycji długą brodę i są co najmniej tak stare jak
warzenie piwa. Napoje alkoholowe z miodu Słowianie preparowali już przed Św.
Wojciechem. Przez wieki obyczaj ten hołubiliśmy skrzętnie. Ponieważ nie był to
trunek tani, nie pijano go codziennie, ale właśnie przy szczególnych okazjach.
Ceniono go w chłopskich chałupach, ceniono na królewskich stołach. Goście z
daleka dziwili się temu obyczajowi, ale doceniali wykwintny smak. Wszak słodycz
była zawsze symbolem święta.
Miody powstają
według tej samej receptury od stuleci. Naturalny miód (kwiatowy lub spadziowy)
miesza się z wodą oraz często z dodatkami owocowymi (nawet z sokami) i
korzennymi przyprawami i wstępnie gotuje, czyli syci. Następnie odstawia do
sfermentowania w dużych słojach. Ostatni Mohikanie robią to jeszcze w domowych
warunkach. Przemysłowo fermentację prowadzi się w metalowych kadziach.
Dojrzewanie miodu po filtracji trwa długo, miesiącami. Zawartość alkoholu w
miodzie pitnym jest solidna jak w ciężkich winach. Starzenie miodu następuje w
beczułkach dębowych lub w butelkach, dawniej były to flaszki z wypalanej gliny.
Ilość użytego miodu ma podstawowy wpływ na koncentrację smakową, na moc trunku
i na możliwości jego przechowywania. Najpopularniejsze czwórniaki i trójniaki
są mniej trwałe i gdy pija się je na ciepło, można je nawet wzmacniać odrobiną
rumu lub brandy. Dwójniaki i półtoraki traktuje się z większym szacunkiem. Skąd
takie matematyczne nazewnictwo? To proste, im mniejsza cyfra, tym więcej miodu.
Czwórniak zawiera jedną miarkę miodu i trzy miarki wody. Trójniak – dwie miarki
wody. Dwójniak – jedną miarkę. W półtoraku na jedną miarkę miodu wody jest
tylko pół miarki i oczywiście takie półtoraki są najwyżej cenione.
Jak się miodem
wznosi toasty to ja Państwu tłumaczyć nie muszę. Ale chciałbym zachęcić do
użycia miodu pitnego w… kuchni. Jako i ja od wielu lat czynię! Barszcz na
przykład lub rosół będzie smakowo świetnie „podkręcony”, gdy zamiast
kieliszkiem czerwonego wina (barszcz), lub tokaju (rosół) uzupełnimy garnek
właśnie kieliszkiem miodu. Że za słodki? Ależ skąd! Przecież balans
słono-słodki to tajemnica wzmacniania smaków i aromatów. Jeżeli do trzech
litrów barszczu dodamy 100 mililitrów miodu pitnego, będzie idealnie. Jeszcze
lepiej nasz miód poczuje się, gdy dodamy go do zupy grzybowej. Od lat
eksperymentuję z zupami zarówno śladem miodu pitnego, jak i słodką malagą lub
porto. Zawsze było wspaniale! Oczywiście zupy takie mogą też być podawane
niemowlętom, gdyż gotowanie w ciągu kilkudziesięciu sekund pozbawia alkohol
procentów. Ulatują! A aromat miodu pitnego zostaje… Cudo!
Miód pitny doskonale
też się zachowa, gdy wzbogacimy nim rybne i mięsne galarety. Pasuje wręcz
idealnie. Można też miodem uzupełnić marynaty ryb i mięs przed pieczeniem lub
grillowaniem. A cóż powiedzieć o śledziu w korzennych przyprawach! Przecież
miód pitny jest do takiej marynaty wręcz stworzony. Równie dobrze będzie się
też czuł w sosach, na przykład w chrzanowym. Albo w dowolnych winegretach. Lubi
też sąsiedztwo pasztetów, pleśniowych serów, wątróbki. Podobnie jak deserowe
wariacje.
Oczywiście miód
sycony najlepiej czuje się w kieliszku lub szklanicy. Latem w temperaturze
piwnicy. Zimą może być delikatnie podgrzany, ale nie gorący! Gdyby był tańszy,
można by się w nim też kąpać. Na razie jednak zadowolmy nim chociaż
podniebienie.
WRAŻENIA: ciemna, herbaciana,
bursztynowa; aromat bogaty – owocowy, pleśniowy; smak intensywny, długi – mocna
ale nie natrętna słodycz, dominanty miodowe, owocowy susz, korzenne nuty; moc
16%.
SERWOWANIE: miody pija się się w
smukłych kieliszkach lub glinianych kubkach (szczególnie na ciepło). W
temperaturze pokojowej oddają najwięcej aromatu, ale w ciepłe wieczory lepiej
gdy są w temperaturze piwnicy 14-16 stopni. Na ciepło można je wzbogacać
ćwiartkami pomarańczy, przyprawami korzennymi, jednak tak traktujcie trójniaki,
czwórniaki – półtoraka „poprawiać” nie trzeba.
PRZEMYSŁAW
OBERŻYŚWIAT
OSUCHOWSKI
© GOZDAWA PROJEKT, Przemysław Osuchowski, Kraków 2025
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz